sobota, 26 sierpnia 2023

Schrony dla ludności Polski

 



W czerwcu 2022 roku pojawiła się w mediach wypowiedź Komendanta Głównego Państwowej Straży Pożarnej, informująca o istnieniu na terenie Polski 60 tysięcy „miejsc mogących być schronami”, mogących pomieścić 1,3 mln osób czyli niespełna 3,4% populacji kraju. Wspomniane dane były następnie często przytaczane jako obraz dramatycznego stanu zabezpieczenia ludności cywilnej przed środkami napadu powietrznego. Nie negując poważnych zaniedbań we wspomnianej dziedzinie, trzeba jednak zauważyć że podane wyliczenia, nie osadzone w kontekście prawdopodobnych zagrożeń, kreować mogą zupełnie błędny obraz potrzeb w zakresie biernej obrony przeciwlotniczej.

Przede wszystkim należy postawić sobie pytanie: dla jakiej ilości obywateli należało by zapewnić miejsce we wspomnianych budowlach? Najkrócej rzecz ujmując: nie dla wszystkich, o ile podejdziemy do zagadnienia pragmatycznie. Pragmatyzm oznacza tu kierowanie się nie „możliwością zaistnienia zagrożenia” lecz „stopniem prawdopodobieństwa zaistnienia zagrożenia”. Trzeba bowiem zaznaczyć, że próba podporządkowania działań Państwa w obszarze bezpieczeństwa obywateli, zasadzie „wykluczania wszelkich możliwych zagrożeń”, skutkowała by nieakceptowalnymi dla nas samych (jako podatników) rozwiązaniami. Wyobraźmy sobie przykładowo konsekwencje decyzji o wykonywaniu wszystkich ulicznych przejść pieszych jako bezkolizyjnych (tunele lub kładki). A przecież co roku faktycznie giną na nich ludzie podczas gdy zagrożenie wojenne pozostaje tylko potencjalne.

Biorąc pod uwagę zagrożenie konfliktem z użyciem broni konwencjonalnej, trzeba wziąć pod uwagę prawdopodobieństwo zagrożenia różnych miejsc przebywania ludności cywilnej na terenie kraju. Już na wstępie można stwierdzić, że zasadniczo osady typu wiejskiego, o ile nie znajdą się w strefie działań frontowych, można uznać za słabo zagrożone celowym atakiem lotniczym i rakietowym. Niska intensywność zabudowy, zasadniczo typu jednorodzinnego, pozwala pozostawić tu decyzję budowy ukryć do indywidualnych decyzji mieszkańców, realizujących je na własny koszt i w standardzie odpowiadającym ich możliwościom finansowym. Biorąc pod uwagę, że ok. 40% ludności Polski, czyli ok. 15 mln ludzi mieszka poza miastami, tą ilość można jako pierwszą odjąć z liczby osób wymagających zapewnienia schronienia.

Jeżeli chodzi o miasta to należy zauważyć, że także tu można ograniczyć ilość ośrodków, realnie zagrożonych atakiem z powietrza. Trzeba bowiem zaznaczyć, że liczba ludności zamieszkujących osady mające status miast zawiera się pomiędzy 1,8mln (Warszawa) a … 300 osób (Opatowiec). Na pewno trudno najmniejsze z tych ośrodków, pod względem ludnościowym nie różniące się od wsi, traktować jako poważnie zagrożone. Przyjmując wstępnie uwzględnienie jedynie miast o liczbie przynajmniej 100 tyś mieszkańców otrzymujemy 37 ośrodków, zamieszkałych przez około 10,6 mln ludzi. Dla porównania można zauważyć, że w trakcie trwającej wojny na Ukrainie, poważniejsze ataki (pomijając miasta na linii frontu) skierowano dotychczas na podobną ilość ośrodków, przy wielkości kraju ok. 1/3 większej od Polski. Często (w większości?) były to przy tym uderzenia kierowane w wybrane cele infrastruktury krytycznej i wojskowej a trafienia w sąsiadujące obiekty cywilne wynikały z niskiej celności rosyjskich pocisków.

Na tym nie koniec. W obrębie owej ograniczonej liczby miast, nie cała ludność pozostaje zagrożona w równym stopniu. Posiadają one bowiem niejednokrotnie spore obszary peryferyjne, z zabudową o niskiej intensywności, które praktycznie niczym nie różnią się od obszarów wiejskich. Określenie średniego procentu takich obszarów wymagało by już szczegółowej analizy, jednak nie popełnimy chyba błędu, jeżeli przypiszemy do nich przynajmniej 1/10 ludności każdego z interesujących nas miast (w zaokrągleniu 100 000).

Podsumowując powyższe, maksymalnie uproszczone wyliczenie, otrzymujemy liczbę ludności ok. 10,5 mln osób przypadającą na 1,3 mln miejsc w schronach, czyli 12,3 %. Niezależnie od tego, że nadal liczba ta nie jest imponująca, widać jednak, że jest znacząco odległa od podanych na wstępie 3,4%.

Powyższe wyliczenie ma oczywiście charakter przybliżony. Nie uwzględnia np. osad (lub ich części) które mogą stać się celem ze względu na obecność w pobliżu infrastruktury wojskowej czy krytycznej (elektrownie, fabryki, przeprawy, obiekty komunikacji). Nie uwzględnia schronów koniecznych w obiektach użyteczności publicznej (np. szpitale, szkoły), czy zakładach pracy, służących ukryciu osób znajdujących się poza miejscem zamieszkania. Nie uwzględnia różnicy stopnia zagrożenia w zależności od odległości danej osady od granicy z potencjalnym przeciwnikiem. Itd.

W przypadku zagrożenia użyciem broni masowego rażenia, której wpływ rozciąga się daleko poza strefę eksplozji (np. opad radioaktywny), należy ponownie zadać sobie pytanie w jakim stopniu realne jest zapewnienie ludności ochrony oraz jaki miałby być jej poziom. Jeżeli bralibyśmy pod uwagę apokaliptyczną katastrofę, wynikającą z totalnego użycia broni jądrowej, której działanie z jakiegoś powodu skupiło by się na naszym kraju, to całkowita ochrona ludności wymagała by, ze względu na wyśrubowane parametry obiektów schronowych i związane z tym koszty, horrendalnych wydatków (budowa i bieżące utrzymanie).  W praktyce do kosztu każdego istniejącego i powstającego mieszkania w budynku wielorodzinnym należało by dodawać do około 25% tej kwoty (im mniejszy budynek tym więcej) jako koszt pomieszczenia schronowego z jego wyposażeniem (ze względu na wydłużony okres utrzymywania się skażenia radioaktywnego, powierzchnia takiego obiektu w przeliczeniu na osobę musiała by być większa niż w zwykłym obiekcie przeciwlotniczym, posiadać bogatsze wyposażenie, stale odnawiane zapasy, dokonywane przeglądy, przeprowadzane remonty, wymieniane filtry, itd.). Widać zatem że tej skali ochrona jest niemożliwa do osiągnięcia, za wyjątkiem sytuacji, w której siły i środki całego państwa zostałyby podporządkowane temu priorytetowi (kosztem innych). Szukając zatem kompromisu pomiędzy bezpieczeństwem a ekonomiczną realnością należało by przyjąć urealniony scenariusz użycia broni masowego rażenia, koncentrujący się na uderzeniach w najbardziej krytyczne w skali kraju obiekty, decydujące o możliwości prowadzenia obrony, czyli wojskowe i polityczne ośrodki kierowania państwem oraz kluczowe obiekty infrastruktury krytycznej.

Pomimo dokonanych w przedstawionym wyżej wywodzie wyłaczeń, w ocenie autora, oparty na przedstawionych założeniach program zapewnienia ludności Polski pomieszczeń schronowych uznać trzeba za maksymalny, czyli w praktyce nieosiągalny do realizacji. Znacznie bardziej racjonalne wydaje się skoncentrowanie na rozwoju czynnych środków zwalczania zagrożeń (broń przeciwlotnicza i przeciwrakietowa), ograniczenie zaopatrzenia w schrony do obszarów najbardziej krytycznych, zwiększanie zaś jedynie ilości ukryć, chroniących przed pośrednimi skutkami uderzeń środków napadu powietrznego. Tego rodzaju podejście ma bowiem tą zasadniczą wartość jaką jest możliwość realnego wdrożenia i uzyskania dobrych relacji kosztów do efektu. W odniesieniu do tak postawionej tezy można oczywiście wysunąć zastrzeżenie, że wystawia ona na potencjalne ryzyko ogromną ilość obywateli. Jak pokazało tragiczne zdarzenie w Przeborowie istnieje bowiem możliwość trafienia pocisków w nawet zupełnie nieistotne z punktu widzenia obronności państwa cele (nie wspominając, że istnienie w Przeborowie schronów nie uchroniło by ofiar zdarzenia, ze względu na jego niespodziewany charakter). Trzeba jednak zaznaczyć, że podobnie jak nie istnieje realna możliwość zapewnienia przez systemy przeciwlotnicze ochrony każdej osadzie ludzkiej w Polsce, tak też jest z zaopatrzeniem w schrony i ukrycia przeciwlotnicze. Działanie tak w jednym jak i drugim przypadku opiera się na koncentrowaniu prac w obszarze największego prawdopodobieństwa i najpoważniejszych konsekwencji jakie potencjalny atak mógłby poczynić dla bezpieczeństwa Państwa i jego ludności. Jeżeli zaś wydaje się komuś, że takie podejście jest niedopuszczalne ze względu na stwarzanie ryzyka utraty życia przez obywateli, to wystarczy zadać sobie pytanie czy w obszarze, w którym decyzja zapewnienia bezpieczeństwa leży po stronie każdego z nas, rzeczywiście to ono jest priorytetem i czy w dziedzinach życia codziennego zgodzilibyśmy się na wdrażanie rozwiązań kierujących się tą nadrzędną wartością? Wymieńmy kilka przykładów. Ilu spośród nas poparło by ograniczenie prędkości ruchu samochodów na wszystkich drogach (łącznie z autostradami) do 60 km/h (ze względu na liczne wypadki śmiertelne jakie mają miejsce przy większych prędkościach). Ilu spośród nas, budując dom zdecydowało by się dołożyć min. 100 000 zł, by jego piwnicę wykonać i wyposażyć w standardzie schronu przeciwlotniczego a ile stwierdziło by ze lepiej wydać tą sumę na zakup samochodu? Jaka ilość z nas regularnie się bada, aby wcześnie wykryć i zapobiec ewentualnym, potencjalnie śmiertelnym chorobom? Itd.

Obserwacje trwającego konfliktu na Ukrainie pokazują wreszcie jak do kwestii schronów, w sytuacji realnego zagrożenia (nie zaś pokojowych wyobrażeń) podchodzą sami zainteresowani czyli ludność cywilna. Można tu zauważyć że w pierwszej fazie wojny, korzystano z wszelkich ukryć dosyć powszechnie i ochoczo. Wraz z kolejnymi miesiącami następowało jednak przyzwyczajenie i zobojętnienie na zagrożenie, co charakterystyczne – tym większe im było ono bardziej realne. Relacje polskich wolontariuszy wyraźnie wskazują na coraz powszechniejsze lekceważenie alarmów o nalotach. Decyduje o tym zarówno częstotliwość alarmów, co wymagało by regularnego przerywania pracy lub zajęć domowych i udawania się na dłuższy czas do schronów, fakt iż tylko część alarmów oznacza faktyczne zagrożenie (wobec braku pewności co jest celem ataku, ostrzeżenia kierowane są do rozległych obszarów) oraz wysoka (o ile wierzyć oficjalnym komunikatom władz) skuteczność obrony przeciwlotniczej, minimalizującej ryzyko dotarcia pocisków nad cel. Można zatem pół-żartem stwierdzić, że po relatywnie krótkim okresie od rozpoczęcia tej fazy wojny, znaczna część (większość?) ludności cywilnej zaczęła korzystać ze schronów „o ile nie ma nic ważnego do roboty”.

Jedynymi miejscami gdzie wykorzystanie wszelkiego rodzaju pomieszczeń, zabezpieczających w jakimkolwiek stopniu przed działaniem pocisków, jest maksymalne, są (nie licząc obiektów infrastruktury krytycznej, centrów władzy czy dowodzenia) miejscowości frontowe. Tu jednak należy zwrócić uwagę na tyczącą się tego zagadnienia specyfikę ukraińską. Jak pokazał przykład szeregu miejscowości na wschodzie i południu Ukrainy, a szczególnie jaskrawo Bachmut, duża część ludności nie decyduje się na ich opuszczenie, nawet gdy trwają w nich walki. Wynika to z mentalnego nastawienia tamtejszej ludności i pozostaje stałym zaskoczeniem dla osób przybywających w strefę walk z naszego kraju. Gdyby zatem reakcja mieszkańców była podobna do tej, jakiej należało by się spodziewać w Polsce, wykorzystanie schronów w takich miejscach ograniczyło by się zasadniczo do walczących wojsk (własnych i przeciwnika).

Podsumowując trzeba stwierdzić, że:

-  proste zestawienia ilości schronów w proporcji do ludności kraju, oderwane od analizy przyjmowanego systemu obrony kraju na wypadek zagrożenia wojennego nie mają żadnej wartości poza publicystyczną i propagandową,

- program zapewnienia budowli schronowych i ukryć powinien być w pierwszym rzędzie realistyczny (nawet kosztem standardu bezpieczeństwa), w przeciwnym razie pozostanie tylko na papierze,

- charakterystyczny dla naszego kraju brak systematyczności i konsekwencji działania, powoduje, że stale, w jakiejś dziedzinie, budzimy się z ręką w nocniku. Niespecjalnie widać tu działanie zasady: „Polak mądry po szkodzie”. Wspomnieć raczej należy poetę, który w XVI wieku pisał: „nową przypowieść Polak sobie kupi, że i przed szkodą, i po szkodzie głupi”. Może zatem zamiast emocjonować się przeliczaniem ilości miejsc w schronach na głowy uczmy się racjonalnego działania, długofalowego planowania, gospodarnego postępowania z majątkiem narodowym (w tym budowlami, które w czasie wojny mogą być zaadaptowane na ukrycia) i tego samego wymagajmy od naszych reprezentantów we władzach samorządowych i państwowych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz