W czerwcu 2022 roku pojawiła się w mediach wypowiedź Komendanta Głównego Państwowej Straży Pożarnej, informująca o istnieniu na terenie Polski 60 tysięcy „miejsc mogących być schronami”, mogących pomieścić 1,3 mln osób czyli niespełna 3,4% populacji kraju. Wspomniane dane były następnie często przytaczane jako obraz dramatycznego stanu zabezpieczenia ludności cywilnej przed środkami napadu powietrznego. Nie negując poważnych zaniedbań we wspomnianej dziedzinie, trzeba jednak zauważyć że podane wyliczenia, nie osadzone w kontekście prawdopodobnych zagrożeń, kreować mogą zupełnie błędny obraz potrzeb w zakresie biernej obrony przeciwlotniczej.
Przede wszystkim należy postawić
sobie pytanie: dla jakiej ilości obywateli należało by zapewnić miejsce we
wspomnianych budowlach? Najkrócej rzecz ujmując: nie dla wszystkich, o ile
podejdziemy do zagadnienia pragmatycznie. Pragmatyzm oznacza tu kierowanie się
nie „możliwością zaistnienia zagrożenia” lecz „stopniem prawdopodobieństwa
zaistnienia zagrożenia”. Trzeba bowiem zaznaczyć, że próba podporządkowania
działań Państwa w obszarze bezpieczeństwa obywateli, zasadzie „wykluczania wszelkich
możliwych zagrożeń”, skutkowała by nieakceptowalnymi dla nas samych (jako podatników)
rozwiązaniami. Wyobraźmy sobie przykładowo konsekwencje decyzji o wykonywaniu
wszystkich ulicznych przejść pieszych jako bezkolizyjnych (tunele lub kładki). A
przecież co roku faktycznie giną na nich ludzie podczas gdy zagrożenie wojenne
pozostaje tylko potencjalne.
Biorąc pod uwagę zagrożenie
konfliktem z użyciem broni konwencjonalnej, trzeba wziąć pod uwagę
prawdopodobieństwo zagrożenia różnych miejsc przebywania ludności cywilnej na
terenie kraju. Już na wstępie można stwierdzić, że zasadniczo osady typu
wiejskiego, o ile nie znajdą się w strefie działań frontowych, można uznać za słabo
zagrożone celowym atakiem lotniczym i rakietowym. Niska intensywność zabudowy,
zasadniczo typu jednorodzinnego, pozwala pozostawić tu decyzję budowy ukryć do
indywidualnych decyzji mieszkańców, realizujących je na własny koszt i w
standardzie odpowiadającym ich możliwościom finansowym. Biorąc pod uwagę, że
ok. 40% ludności Polski, czyli ok. 15 mln ludzi mieszka poza miastami, tą ilość
można jako pierwszą odjąć z liczby osób wymagających zapewnienia schronienia.
Jeżeli chodzi o miasta to należy zauważyć,
że także tu można ograniczyć ilość ośrodków, realnie zagrożonych atakiem z
powietrza. Trzeba bowiem zaznaczyć, że liczba ludności zamieszkujących osady
mające status miast zawiera się pomiędzy 1,8mln (Warszawa) a … 300 osób (Opatowiec).
Na pewno trudno najmniejsze z tych ośrodków, pod względem ludnościowym nie
różniące się od wsi, traktować jako poważnie zagrożone. Przyjmując wstępnie
uwzględnienie jedynie miast o liczbie przynajmniej 100 tyś mieszkańców
otrzymujemy 37 ośrodków, zamieszkałych przez około 10,6 mln ludzi. Dla
porównania można zauważyć, że w trakcie trwającej wojny na Ukrainie, poważniejsze
ataki (pomijając miasta na linii frontu) skierowano dotychczas na podobną ilość
ośrodków, przy wielkości kraju ok. 1/3 większej od Polski. Często (w większości?) były to
przy tym uderzenia kierowane w wybrane cele infrastruktury krytycznej i
wojskowej a trafienia w sąsiadujące obiekty cywilne wynikały z niskiej celności
rosyjskich pocisków.
Na tym nie koniec. W obrębie owej ograniczonej liczby miast, nie cała ludność pozostaje zagrożona w równym stopniu. Posiadają one bowiem niejednokrotnie spore obszary peryferyjne, z zabudową o niskiej intensywności, które praktycznie niczym nie różnią się od obszarów wiejskich. Określenie średniego procentu takich obszarów wymagało by już szczegółowej analizy, jednak nie popełnimy chyba błędu, jeżeli przypiszemy do nich przynajmniej 1/10 ludności każdego z interesujących nas miast (w zaokrągleniu 100 000).
Podsumowując powyższe, maksymalnie uproszczone wyliczenie, otrzymujemy liczbę ludności ok. 10,5 mln osób przypadającą na 1,3 mln miejsc w schronach, czyli 12,3 %. Niezależnie od tego, że nadal liczba ta nie jest imponująca, widać jednak, że jest znacząco odległa od podanych na wstępie 3,4%.
Powyższe wyliczenie ma oczywiście
charakter przybliżony. Nie uwzględnia np. osad (lub ich części) które mogą stać
się celem ze względu na obecność w pobliżu infrastruktury wojskowej czy
krytycznej (elektrownie, fabryki, przeprawy, obiekty komunikacji). Nie
uwzględnia schronów koniecznych w obiektach użyteczności publicznej (np.
szpitale, szkoły), czy zakładach pracy, służących ukryciu osób znajdujących się
poza miejscem zamieszkania. Nie uwzględnia różnicy stopnia zagrożenia w zależności
od odległości danej osady od granicy z potencjalnym przeciwnikiem. Itd.
Pomimo dokonanych w
przedstawionym wyżej wywodzie wyłaczeń, w ocenie autora, oparty na
przedstawionych założeniach program zapewnienia ludności Polski pomieszczeń
schronowych uznać trzeba za maksymalny, czyli w praktyce nieosiągalny do
realizacji. Znacznie bardziej racjonalne wydaje się skoncentrowanie na rozwoju
czynnych środków zwalczania zagrożeń (broń przeciwlotnicza i przeciwrakietowa),
ograniczenie zaopatrzenia w schrony do obszarów najbardziej krytycznych,
zwiększanie zaś jedynie ilości ukryć, chroniących przed pośrednimi skutkami
uderzeń środków napadu powietrznego. Tego rodzaju podejście ma bowiem tą
zasadniczą wartość jaką jest możliwość realnego wdrożenia i uzyskania dobrych
relacji kosztów do efektu. W odniesieniu do tak postawionej tezy można
oczywiście wysunąć zastrzeżenie, że wystawia ona na potencjalne ryzyko ogromną
ilość obywateli. Jak pokazało tragiczne zdarzenie w Przeborowie istnieje bowiem
możliwość trafienia pocisków w nawet zupełnie nieistotne z punktu widzenia
obronności państwa cele (nie wspominając, że istnienie w Przeborowie schronów
nie uchroniło by ofiar zdarzenia, ze względu na jego niespodziewany charakter).
Trzeba jednak zaznaczyć, że podobnie jak nie istnieje realna możliwość
zapewnienia przez systemy przeciwlotnicze ochrony każdej osadzie ludzkiej w
Polsce, tak też jest z zaopatrzeniem w schrony i ukrycia przeciwlotnicze.
Działanie tak w jednym jak i drugim przypadku opiera się na koncentrowaniu prac
w obszarze największego prawdopodobieństwa i najpoważniejszych konsekwencji
jakie potencjalny atak mógłby poczynić dla bezpieczeństwa Państwa i jego
ludności. Jeżeli zaś wydaje się komuś, że takie podejście jest niedopuszczalne
ze względu na stwarzanie ryzyka utraty życia przez obywateli, to wystarczy
zadać sobie pytanie czy w obszarze, w którym decyzja zapewnienia bezpieczeństwa
leży po stronie każdego z nas, rzeczywiście to ono jest priorytetem i czy w
dziedzinach życia codziennego zgodzilibyśmy się na wdrażanie rozwiązań kierujących
się tą nadrzędną wartością? Wymieńmy kilka przykładów. Ilu spośród nas poparło
by ograniczenie prędkości ruchu samochodów na wszystkich drogach (łącznie z
autostradami) do 60 km/h (ze względu na liczne wypadki śmiertelne jakie mają
miejsce przy większych prędkościach). Ilu spośród nas, budując dom zdecydowało
by się dołożyć min. 100 000 zł, by jego piwnicę wykonać i wyposażyć w
standardzie schronu przeciwlotniczego a ile stwierdziło by ze lepiej wydać tą
sumę na zakup samochodu? Jaka ilość z nas regularnie się bada, aby wcześnie
wykryć i zapobiec ewentualnym, potencjalnie śmiertelnym chorobom? Itd.
Obserwacje trwającego konfliktu
na Ukrainie pokazują wreszcie jak do kwestii schronów, w sytuacji realnego
zagrożenia (nie zaś pokojowych wyobrażeń) podchodzą sami zainteresowani czyli
ludność cywilna. Można tu zauważyć że w pierwszej fazie wojny, korzystano z
wszelkich ukryć dosyć powszechnie i ochoczo. Wraz z kolejnymi miesiącami
następowało jednak przyzwyczajenie i zobojętnienie na zagrożenie, co
charakterystyczne – tym większe im było ono bardziej realne. Relacje polskich
wolontariuszy wyraźnie wskazują na coraz powszechniejsze lekceważenie alarmów o
nalotach. Decyduje o tym zarówno częstotliwość alarmów, co wymagało by
regularnego przerywania pracy lub zajęć domowych i udawania się na dłuższy czas
do schronów, fakt iż tylko część alarmów oznacza faktyczne zagrożenie (wobec
braku pewności co jest celem ataku, ostrzeżenia kierowane są do rozległych
obszarów) oraz wysoka (o ile wierzyć oficjalnym komunikatom władz) skuteczność
obrony przeciwlotniczej, minimalizującej ryzyko dotarcia pocisków nad cel.
Można zatem pół-żartem stwierdzić, że po relatywnie krótkim okresie od
rozpoczęcia tej fazy wojny, znaczna część (większość?) ludności cywilnej
zaczęła korzystać ze schronów „o ile nie ma nic ważnego do roboty”.
Podsumowując trzeba stwierdzić,
że:
-
proste zestawienia ilości schronów w proporcji do ludności kraju,
oderwane od analizy przyjmowanego systemu obrony kraju na wypadek zagrożenia
wojennego nie mają żadnej wartości poza publicystyczną i propagandową,
- program zapewnienia budowli
schronowych i ukryć powinien być w pierwszym rzędzie realistyczny (nawet
kosztem standardu bezpieczeństwa), w przeciwnym razie pozostanie tylko na
papierze,
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz